14 maja 2014

Rozdział 12

~Andreas~
Siedziałem sam w domu, ponieważ Karl wyszedł do jakiegoś kolegi. Usłyszałem nieustający dzwonek do drzwi, stała przed nimi Sarah. Wpuściłem ją do środka, a ona wpadła od razu do salonu i wybuchła płaczem. Próbowałem się z nią dogadać, ale prawie nic nie rozumiałem. W końcu trochę się uspokoiła i powiedziała, że rzucił ją chłopak. Byłem zdziwiony, bo przecież z tego co wcześniej mówiła, dobrze im się układało. Najgorsze jednak było to, że gnojek zerwał z nią przez smsa. Było mi jej żal. Przytuliłem ją do siebie i próbowałem pocieszać. Siedzieliśmy tak przez chwilę, aż przestała płakać. Odsunęła się ode mnie i zaczęła całować. Usłyszałem jakiś dźwięk, ale puściłem to mimo uszu. Na początku odwzajemniałem pocałunki, trwało to kilka minut, ale szybko oprzytomniałem i oderwałem się od niej.
-Ja nie mogę. Mam dziewczynę, którą na prawdę kocham. A ty jesteś teraz roztrzęsiona i na pewno tego nie chcesz- powiedziałem.
-Przepraszam Cię. Masz rację. Nie powinnam tego robić, to tylko chwila słabości.
-Dobra, już. Chodź może obejrzymy jakiś film w telewizji.
Koło 23 Sarah poszła do domu, a ja udałem się pod prysznic i spać.

Rano obudził mnie Karl.
-Gdzie Magda?- zapytał.
-Jaka Magda? Moja Magda? Nie wiem, chyba w szkole.
-Jak to?! Nie była u ciebie?- oburzył się.
-Nie, a dlaczego miała by być?- ujrzałem w progu Marlenę- Cześć!
-Cześć. Czyli jej wcale u ciebie wczoraj nie było?
-Nie... Ktoś powie mi o co tu chodzi?- zaniepokoiłem się.
-Dostałyśmy się na praktyki w Monachium i zaczynamy od poniedziałku. Przyjechałyśmy wczoraj, miała ci zrobić niespodziankę. Karl specjalnie dał jej klucze- odpowiedziała. Jej twarz była blada i pełna niepokoju- A co jeśli się jej coś stało albo zgubiła się?!
-Spokojnie- próbowałem ją uspokoić, chociaż sam byłem przerażony do granic możliwości- zadzwońmy na policję.

Okazało się, że wczoraj wieczorem trafiła do szpitala jakaś dziewczyna z poważnymi obrażeniami głowy oraz ciała. Pojechaliśmy do szpitala i to co zobaczyliśmy zmroziło nam krew w żyłach. W szpitalnej sali leżała Magda z siniakami na twarzy, kilkunastoma przypiętymi rurkami. Znalazłem szybko lekarza, chciałem aby powiedział mi wszystko o jej stanie. Wieści nie były dobre. Moja dziewczyna była w ciężkim stanie i nie wiadomo czy wyjdzie z tego. Zsunąłem się powoli po ścianie, ukryłem twarz w rękach. Marlena wybuchła donośnym płaczem, a Karl stał jak słup soli, gapił się w przestrzeń przed sobą.
Jak? Dlaczego? Gdzie? Zadawałem sobie pytania. Po 5 minutach przyszli policjanci i powiedzieli, że została znaleziona na jednej z podejrzanych ulic. Miała poszarpane ubrania, co świadczyło o tym, że została zgwałcona i pobita. Mój stan zmienił się diametralnie, z rozpaczy przeszedłem w furię. Po świecie chodzi idiota, który skrzywdził mój jedyny skarb. Miałem ochotę coś rozwalić. Karl się ocknął i wyprowadził mnie na zewnątrz.
-Stary, spokojnie- mówił.
-Jak mam być spokojny, skoro moja dziewczyna leży w szpitalu w ciężkim stanie, skrzywdzona przez jakiegoś debila i nie wiadomo czy wyjdzie z tego?!
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Uspokój się trochę to może lekarz cię do niej wpuści.

Dwa dni przesiadywałem w szpitalu i czekałem aż Magda się obudzi. Lekarze zapewniali mnie, że jej stan się powoli poprawia. Znajomi mówili żebym wrócił do domu, odpoczął. Jednak ja nie chciałem ich słuchać. Czułem się cholernie źle. Nie mogłem nic zrobić, siedziałem przy łóżku szpitalnym, trzymałem ją za rękę i prosiłem Boga, żeby się obudziła. Byłem kompletnie bezsilny. Nie dawało mi spokoju to, dlaczego ona znalazła się na tej przeklętej ulicy, tak daleko od mojego bloku.
-Błagam, obudź się. Potrzebuję cię- mówiłem ze łzami w oczach- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim i moje życie bez ciebie nie będzie miało sensu- miałem nadzieję, iż mnie słyszy.
Wtedy stał się cud. Jej zgrabne palce zacisnęły się na mojej dłoni. Wezwałem szybko lekarzy. Wyprosili mnie z sali i zaczęli ją badać. Wszyscy byli dobrej myśli. Pobiegłem do najbliższej kwiaciarni, aby kupić bukiet róż. Kiedy dotarłem do sali Magda miała otwarte oczy i nie było przy niej nikogo. Gdy mnie ujrzała uśmiechnęła się nieznacznie.
-Tak się cieszę, że się przebudziłaś- zacząłem i wręczyłem jej kwiaty- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem!
-To bardzo miłe- odpowiedziała- Sama ciesze się, że żyje.
-Dlaczego znalazłaś się tak daleko ode mnie?- uśmiech zszedł jej z twarzy- Co jest? Stało się coś?
-Tak... Bo widzisz, kiedy weszłam do was do mieszkania, zobaczyłam ciebie i Sarah całujących się- po policzy spłynęła jej łza.
-Jako to?!  Widziałaś nas? Ale to dla mnie nic nie znaczyło. Uwierz mi.
-Chyba nie potrafię Andreasie.
-Jeśli chcesz mogę przyprowadzić Sarah i powie ci jak wszystko było. To ona zaczęła mnie całować, co prawda odwzajemniłem kilka pocałunków, ale opanowałem się, bo pomyślałem o tobie.
-Możliwe. Jestem zmęczona, chcę pójść spać. Ty chyba też powinieneś, bo lekarze mówili, że siedziałeś tu od dwóch dni.
-Dobrze, to ja już pójdę- pocałowałem ją w policzek- Kocham Cię.

Nie mogłem tego tak zostawić. Jeszcze tego samego wieczoru poszedłem do Sarah i poprosiłem ją, aby jutro poszła ze mną do szpitala, by wszystko wyjaśnić.
Kupiłem Magdzie jeszcze większy bukiet kwiatów. Weszliśmy na oddział i zmierzaliśmy do jej sali. Jednak kiedy do niej weszliśmy było puste łóżko. Myślałem, że pomyliłem się i wszedłem nie do tej co trzeba, ale na jej drzwiach wisiał numer 7. Poszedłem do lekarza zapytać się co jest grane.
-Stan pańskiej dziewczyny w nocy się pogorszył i niestety nie udało się jej uratować. Dzwoniliśmy do pana, ale nikt nie odbierał.
Wypuściłem z rąk róże, poczułem jakby w moje serce wbił ktoś nóż. Stanąłem jak wryty. JAK TO?! DLACZEGO?! Nie potrafiłem wypowiedzieć żadnego słowa. W końcu wybuchłem histerycznym płaczem, kopałem ścianę mimo, że Sarah próbowała mnie uspokoić jak nie dawałem z wygraną. Zmęczony z obolałą nogą usiadłem na podłodze i schowałem głowę w dłoniach. Mojego aniołka już nie było. Nie zdążyłem jej wszystkiego wytłumaczyć. Umarła, a ja mam poczucie winy, bo mi nie uwierzyła. Mojego skarba już nie było. Wszyscy mówili coś do mnie, ale nic do mnie nie docierało, oprócz jednego zdania, które wypowiedział lekarz:
Pielęgniarka znalazła list zaadresowany do pana. Pani Magda napisała go kilka godzin po pana wyjściu na wszelki wypadek, gdyby nie przeżyła nocy.
__________________________________________________________
Pozostał już tylko epilog. Historia bez happy endu, na który większość z Was pewnie liczyła. No cóż, lubię psuć zakończenia pięknej miłości.

2 komentarze:

  1. Załamałam się. Jak to ona nie żyje, jak !?!? Miało być tak pięknie. Jednak mimo wszystko rozdział napisany cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  2. CO?! Pierwsze co zrobiłam po przeczytaniu końcówki. Jak to nie żyje? Żartujesz?! Nie możesz jej uśmiercić! Ta historia nie może się tak skończyć. Oni zasługują na to by być razem:) Czekam na epilog i mam nadzieje, że odkręcisz śmierć Magdy:*

    OdpowiedzUsuń